Przed wyruszeniem na spływ zostaliśmy zaproszeni na poczęstunek w postaci słodyczy i napojów alkoholowych. Do dziś pamiętam smak nalewki zwanej Traviacna. Po takiej zaprawie byliśmy gotowi pokonać każdą przeszkodę jaką mogła nam stawić rzeka.
Po poczęstunku ruszyliśmy w dół rzeki. Spływem najczęściej rusza kilka pontonów. Oprócz naszego pontonu ze 100% obsadą Polaków razem z nami płynęli również Austriacy, Niemcy, Belgowie. Na początku rzeka płynęła bardzo leniwie z czasem nabierając impetu. Na całej długości spływu można wyróżnić trzy przełomy, gdzie było naprawdę ciekawie.
Bardzo dużą atrakcją było przejście jaskinią w której w pewnej chwili trzeba było zanurzyć się w zimnej wodzie po szyję i brodzić w kamieniach. Kolejną atrakcją są skoki z około 7 metrowej skały do rzeki. Zgodnie zapewnieniami sterników woda pod skałą była głęboka. Wyszliśmy z tego bez szwanku.
Spływ kończy się w Omiszu skąd uczestnicy są rozwożeni do swoich kwater. Zazwyczaj. W naszym przypadku ze względu na bardzo dobre relacje ze sternikami oraz ogólne podejście ?my Słowianie, wy Słowianie? zostaliśmy zaproszeni ponownie do obozu na kolejny poczęstunek?. Do pokoi wróciliśmy chyba po północy.
Podsumowując muszę przyznać, że było to jedno z ciekawszych przeżyć w moim życiu. Polecam każdemu kto lubi odrobinę adrenaliny we krwi i nie jedzie na wakacje tylko po to, aby cały czas leżeć na plaży.
GALERIA